– Znaczna część tych oprawców została zarejestrowana jako tajni współpracownicy SB. Pytam teraz wysoką izbę, które formacje od samego początku opowiadały się za lustracją i za dekomunizacją? – mówił 15 maja w Sejmie premier Mateusz Morawiecki w czasie dyskusji nad projektem zmian w Kodeksie karnym zaostrzającym m.in. kary za pedofilię. Za premierem także inni politycy PiS oraz prawicowi publicyści formułowali tezę, pedofile w sutannach byli wyłącznie agentami SB. Znany historyk Sławomir Cenckiewicz w tekście w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” obala słuszność takiego stanowiska. „W sferze faktów film braci Sekielskich jest po prostu zabójczy. A stawianie równości między byciem pedofilem i agentem SB jest manipulatorskie”, pisze.
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2381668538825244&id=100009463637739
„Część aktywnych w mediach, zwłaszcza w mediach społecznościowych, środowisk prawicowych na zaprezentowane w filmie Sekielskich przypadki księży pedofilów ma koronny argument – przecież w PRL byli oni agentami bezpieki!”, przypomina w „Do Rzeczy” dyrektor Wojskowego Biura Historycznego. Podkreśla też, że jest „daleki od pomijania i ignorowania tego kontekstu”, jednak jego zdaniem „zwyczajnie nie istnieje tak proste (by powiedzieć prostackie) przełożenie: ksiądz pedofil to agent SB!”.
Centkiewicz przypomina, że przypadki pedofilii w Kościele miały miejsce m.in. w USA czy Irlandii oraz Australii. Odnosząc się do propagandy prawicy i partii rządzącej, ironizuje że w krajach tych „nigdy nie istniał IV Departament MSW, a pedofilami nie byli tajni współpracownicy komunistycznych tajnych służb”.
Autor zauważa również, że o ile chętnie eksponuje się fakt współpracy księży pokazanych w filmie Sekielskiego, to zapomina się o „uwikłaniu we współpracę z Zarządem II Sztabu Generalnego” arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia, obecnego metropolity gdańskiego, a wcześniej biskupa polowego Wojska Polskiego.