Kto bogatemu zabroni? Nawet jeśli bogactwo czerpie się garściami z tytułu lukratywnej funkcji w strukturach rządowych. Funkcji, której nie otrzymało się dzięki swoim kompetencjom i ciężkiej pracy, lecz dzięki niezrozumiałym koneksjom. Funkcji, za którą słono zapłacił polski podatnik.
Z takiego założenia wychodził najwyraźniej Bartłomiej Misiewicz, gdy pracował dla Antoniego Macierewicza w MON jako szef gabinetu politycznego i rzecznik prasowy. Jaki był jego wkład pracy, doświadczenia i wiedzy, trudno powiedzieć. Jednak wiadomo już dziś, ile ze swojego stanowiska wyciągnął. Okazuje się, że swoją limuzyną przejechał przez rok tyle kilometrów, że mógłby dwukrotnie okrążyć kulę ziemską!
Przez rok urzędowania Misiewicz służbową limuzyną przejechał 95 tys. km, co wyceniono na prawie 60 tys. zł. Budżet państwa wypłacał mu na paliwo miesięcznie prawie 5 tys. zł. Rekord jego wydatków paliwowych padł w styczniu tego roku, kiedy to zatankował za 7 tys. zł. Na szczęście dla budżetu naszego kraju, Misiewicz-podróżnik stracił niedługo potem posadę.