– Jeśli znów będą nas chcieli wysłać do Warszawy na zabezpieczenie miesięcznicy smoleńskiej, to weźmiemy zwolnienia lekarskie – zapowiadają policjanci ze Śląska. Mundurowi mają dość wykorzystywania ich do rozgrywek politycznych przez obecną władzę. Podkreślają, że nie wchodzi to w zakres ich obowiązków służbowych, a to na nich między innymi spoczywa ciężar ochrony uczestników demonstracji organizowanych przez PiS w każdą miesięcznicę katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku.
Przez ostatnie pół roku do tych działań skierowano w sumie 625 mundurowych i 92 radiowozy z oddziałów prewencji z Katowic, Bielska-Białej i Częstochowy, czyli około 100 funkcjonariuszy co miesiąc. Według doniesień prasowych każda ochrona przemarszu zwolenników PiS pod Pałac Prezydencki zmniejszała o 10 procent stan prewencji w garnizonie śląskim policji, co w związku ze znacznym ograniczeniem liczby patroli na ulicach miast przyczyniło się do zmniejszenia bezpieczeństwa na Śląsku
Stołeczna policja kieruje do ochraniania miesięcznic już ponad dwa tysiące funkcjonariuszy. Musi być jednak wspomagana oddziałami spoza Warszawy, w tym ze Śląska, ze względu na to, że protesty przeciwko takiej formie upamiętniania ofiar katastrofy są coraz większe.
– Dowódcy operacji wydali rozkaz zatrzymywania spokojnie siedzących na ulicy uczestników kontrmanifestacji organizowanej przez Obywateli RP. Czuliśmy się jak zomowcy w czasie stanu wojennego – podkreślają anonimowo wypowiadający się dla mediów śląscy policjanci. Chodzi tu także o kontrmiesięcznicę, podczas której przełożeni kazali funkcjonariuszom zatrzymać legendę „Solidarności” Władysława Frasyniuka.