Ciężkie treningi, solidne przygotowanie i świetny sprzęt to za mało, jak widać, aby sięgać po medale olimpijskie. Część sportowców w drodze do sukcesu pomaga sobie lekami, zwiększając szanse na zwycięstwo. I choć ich stosowanie, o dziwo, jest dopuszczone przez komitet antydopingowy, to jednak wzbudza ogromne kontrowersje w świecie sportu i oburzenie zawodników, którzy do takich sposobów się nie uciekają.
Ogromne zdumienie wywołała informacja, potwierdzająca nadużywanie leków, które tym razem mają pomóc 109 norweskim olimpijczykom w walce ze sportowymi rywalami w Pjongczangu. Norweski zespół medyczny (składający się z 7 lekarzy, 12 fizjoterapeutów i trzech masażystów) na zbliżające się igrzyska olimpijskie spakował 6240 porcji leków na astmę!
Norweska telewizja publiczna NRK stwierdziła, że lekarze zabrali do Pjongczangu gigantyczną ilość lekarstw na astmę, na którą cierpi większość norweskich biegaczek i biegaczy narciarskich. Telewizja wyliczyła, że sztab medyczny będzie dysponował 5760 porcjami czterech rodzajów specyfików przeznaczonych do 43 inhalatorów. Ponadto zabrano 480 porcji preparatów używanych w dwóch maszynach inhalacyjnych.
Można spytać – co tak chorzy ludzie robią w sporcie wyczynowym? A może w tę dyscyplinę sportową wpisana jest astma? W takim razie czemu biegacze reprezentujący inne państwa nie mają tego problemu, a już na pewno nie na taką skalę?
Dyskusja na temat tego ukrytego dopingu trwa już kilka lat. Kiedyś mówiła o tej narodowej chorobie tylko Marit Bjoergen. Z czasem robiło się o sprawie coraz głośniej, zaczęły padać oskarżenia o nadużywaniu przez sportowców zaufania kibiców, a dyrektor medyczny fińskiego komitetu antydopingowego Timo Seppälä stwierdził wprost, że Norwegowie, którzy nie są chorzy, a używają leków, są po prostu na dopingu. Zdarzały się też sytuacje, gdzie sami biegacze przyznawali nieoficjalnie, że przedstawiciele Norweskiego Związku Narciarskiego oferowali wszystkim chętnym leki na astmę przed niektórymi zawodami.
Swego czasu sceptyczne nastawienie do takich praktyk wyrażała Justyna Kowalczyk. Po zawodach w Vancouver mówiła o Marit Bjoergen, która zdobyła wtedy dwa złote medale: – Muszę się z tym pogodzić, że ona jest bardzo chora. Nie wygląda mi na taką, ale jest. Trochę przykro, samemu będąc zdrowym i silnym, przegrać z chorym. Już po sprincie myślałam sobie: „cholera, z taką chorą przegrać”. Ale gratulowałam jej szczerze. Po tych biegach chyba muszę powiedzieć swojemu doktorowi, że musimy u mnie znaleźć jaką astmę. Z pierwszej szóstki tylko ja jestem zdrowa. Trzeba więc się zastanowić nad chorobą.