Gdy w końcu nadszedł czas długo zapowiadanej wymiany premiera Polski, rodacy z pewna ekscytacją oczekiwali na zmiany personalne, jakie Mateusz Morawiecki wprowadzi w rządzie. Przedstawiciele opozycji i mediów prześcigali się w spekulacjach, typując czyje głowy polecą.
Najbardziej opiniotwórcza stacja radiowa w kraju i duże portale informacyjne podawały nazwiska ministrów, którzy wylecą z hukiem ze swoich stołków. Kto był w medialnej czołówce ministrów na wylocie? Macierewicz, Szyszko, Waszczykowski i Streżyńska. Dla jednych dziennikarzy były to życzeniowe nominacje do dymisji, inni dziennikarze natomiast powoływali się na wiarygodne, acz tajne źródła.
I co? Wielkie nic! Nie spadła ani jedna ministerialna głowa. W kraju rozległ się jeden wielki jęk rozczarowania. Niektórzy z satysfakcją twierdzili, że to było do przewidzenia, iż Morawiecki nie zrobi niczego w tym temacie. Czy jednak słusznie skreślamy nowego premiera, jako autentycznego szefa z własną wizją rządu? Może trzeba dać mu trochę czasu na rozeznanie terenu, spokojne i przemyślane decyzje, pertraktacje wewnątrzpartyjne oraz wytypowanie osób, które będą w stanie udźwignąć tekę po hipotetycznie zdymisjonowanym Macierewiczu czy Szyszce?
Jarosław Kaczyński komentując wczorajsze expose Morawieckiego, zapowiedział, że rekonstrukcja rządu odbędzie się w styczniu przyszłego roku. Nie wchodząc w personalne szczegóły dodał:
– Wchodziłbym tutaj w rolę premiera, którym nie jestem, gdybym chciał wymieniać jakieś nazwiska, ale wydaje mi się, że zmiany będą dosyć głębokie.