Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, urzędnicy administracji rządowej są sfrustrowani z powodu braku odczuwalnych w kieszeni podwyżek. Zaczynają odchodzić z pracy, a ci, którzy zostają, grożą strajkiem włoskim. Żądają wzrostu płac o 1000 zł netto z wyrównaniem od początku roku.
Problem dotyczy dużej, liczącej około 120 tys. osób grupy. Są to urzędnicy zatrudnieni w ministerstwach, urzędach wojewódzkich oraz pozostałych instytucjach rządowych. Znaczna część z nich już odeszła z pracy, o czym świadczy liczba ofert pojawiających się wskutek rezygnowania urzędników ze swoich etatów .
– Obawiam się, że w tym roku możemy niewiele otrzymać, choć pierwotnie mówiono, że osoby najmniej zarabiające mogą liczyć na ekstrapodwyżki – ujawnił w rozmowie z „DGP” jeden ze związkowców z „Solidarności”, który bierze udział w negocjacjach. Dodał, że nie wie, „jaki deal zrobił Piotr Duda z rządem”, ale nie wyklucza, że „zostali sprzedani w tym roku za tegoroczne podwyżki dla nauczycieli”.
Urzędnicy administracji publicznej nie kryją wściekłości, że PiS przedstawia programów społecznych, które będą finansowane z budżetu, a o nich się zapomina. Dlatego biorą pod uwagę przystąpienie do strajku włoskiego polegającym na drobiazgowym wykonywaniu czynności, które spowalnia tempo pracy i w efekcie blokuje funkcjonowanie urzędu czy instytucji.