Można mówić już o prawdziwym ataku prusaków i karaluchów. Zalały wręcz warszawski Ursynów, a mieszkańcy mają już ich po dziurki w nosie. Są tacy, którzy przed nimi uciekają zmieniając czasowo miejsce zamieszkania.
Kłopoty z insektami pojawiły się przy ul. Dembowskiego 13 na warszawskim Ursynowie. Tu właśnie mieszkańcy zawiadomili spółdzielnię prosząc o dezynsekcję wentylacji i klatek schodowych. Niestety nie przyniosło to efektów.
Zgodnie z informacjami Faktu, robactwo zaczęło się wylęgać w jednym z mieszkań, które do niedawna było zajmowane przez 86-latkę z chorą umysłowo 40-letnią córką. Gdy leciwa kobieta zmarła, a córkę zamknięto w areszcie, mieszkanie zapieczętowała prokuratura. W lokalu zostały jednak karaluchy.
Co prawda dezynsekcja została przeprowadzona także w tym mieszkaniu, ale nadal nie zlikwidowało to insektów.
Karaluchy pojawiają się nadal, a mieszkańcy bloku na Ursynowie załamują ręce, bo nie mają pojęcia jak rozwiązać ten problem. Są tacy, którzy po prostu uciekają.
– Doszło do tego, że znalazłam robaki w pościeli syna. To już było ponad moje nerwy. Zabrałam dziecko i pojechałam do rodziców – relacjonuje „Faktowi” jedna z mieszkanek bloku przy ul. Dembowskiego 13.