Wychowawczyni chciała wyegzekwować dyscyplinę siłą. – „To był tylko lekki, symboliczny klaps, a nie żadne uderzenie”. – takie stanowisko zajęła w marcu, ale teraz za uderzenie uczennicy stanie przed wymiarem sprawiedliwości.
Akt oskarżenia przeciwko Marii K. już do sądu wpłynął. Będzie odpowiadać za naruszenie nietykalności cielesnej uczennicy. Kodeks przewiduje w takiej sytuacji grzywnę albo nawet 1 rok więzienia. Pracująca w Szkole Podstawowej nr 2 w Łapach nauczycielka nie uważa się jednak za winną.
– Wychowawczyni dała mojej córce klapsa, bo niby chciała wymierzyć sprawiedliwość po kłótni uczennic. Jak tak można potraktować dziecko? – pyta retorycznie Katarzyna Klimczuk, mama Zuzi.
Teraz pozwana nauczycielka może być pozbawiona prawa do wykonywania zawodu. Zgodnie z ustaleniami Faktu, od chwili agresywnego zachowania kobieta jest na zwolnieniu lekarskim.
Sama nauczycielka ma swoją wersję zdarzeń. Mówi, że nie doszło do wymierzenia klapsa, a zaledwie „symbolicznie dotknęła uda” dwóch bijących się uczennic. Zweryfikowano to twierdzenie poprzez analizę monitoringu. W szkolnej świetlicy są zainstalowane kamery. Na nagraniu widać, że nie chodzi jedynie o „symboliczny” klaps.
– Zuzia pokłóciła się z koleżanką z klasy. Dziewczynka uderzyła ją piórnikiem, córka jej oddała. Po południu dowiedziała się o tym wychowawczyni. Zawołała więc bawiące się w świetlicy dziewczynki. Nie chciały się jednak przeprosić, więc nauczycielka wymierzyła każdej z nich po klapsie – wyjaśnia mama 7-latki.
Stanowisko zajęła także dyrekcja szkoły. Jak wskazano w oficjalnym oświadczeniu, w przeszłości żadnych skarg na nauczycielkę nie odnotowano. Czytamy, że: „Jest to nauczyciel z dwudziestokilkuletnim stażem pracy, dyplomowany, o pochlebnych opiniach, jak twierdzą rodzice – nauczyciel z powołania”. Poza tym pismo, informuje o tym, że jeszcze tego samego dnia Maria K. przeprosiła za zachowanie poprzez rozmowę telefoniczną. Mama uderzonej uczennicy jednak tego nie potwierdza.
– Po tym, jak złożyłam zawiadomienie na policji, zadzwoniła nauczycielka. Niby chciała mnie przeprosić, ale nie poczuwała się do winy, że zrobiła źle – mówi Katarzyna Klimczuk.