W amerykańskim Charlottesville wybuchły zamieszki podczas sobotnich demonstracji środowisk antyfaszystowskich. Na domiar złego rozpędzony samochód wjechał w manifestujący tłum, pozostawiając krwawe żniwo.
Kierowca nie zatrzymał się za innymi samochodami, które cierpliwie przepuszczały protestujących, lecz uderzył w nie z impetem, doprowadzając do tragedii. Służby stwierdziły, że kierowca celowo rozpędził samochód, a czyn ten uznano jako akt terroru. Burmistrz Charlottesville, Mike Signer w swoim oświadczeniu ocenił to jako „tchórzliwy pokaz nienawiści, bigoterii, rasizmu i nietolerancji”.
Kierowcą samochodu okazał się 20-latek z Ohio. Po aresztowaniu przedstawiono mu zarzuty. W wyniku jego ataku zginęła jedna osoba, a 19 osób jest rannych.
Wśród śmiertelnych ofiar wydarzeń są też dwaj policjanci. Zginęli oni w wypadku śmigłowca, który rozbił się w pobliżu Charlottesville.
Gubernator amerykańskiego stanu Wirginia po pierwszej fali starć między skrajnie prawicowymi ugrupowaniami a lewicowymi aktywistami, ogłosił w sobotę stan nadzwyczajny w Charlottesville. Policja aresztowała kilka osób, musiała też użyć m.in. gazu pieprzowego, aby zapanować nad sytuacją na ulicach miasta.
Zamieszkami w Charlottesville jest zaniepokojony prezydent Donald Trump, który oświadczył: „Śledzę te straszne wydarzenia i potępiam w najszerszym możliwym zakresie ten obraz nienawiści i przemocy.”