Koniec jakichkolwiek pieców grzewczych w polskich domach – tak przynajmniej wynika z nowego rządowego planu. W miastach ma to nastąpić do 2030 roku, na wsiach 10 lat później. Pytanie brzmi, czy po pierwsze: Polacy podołają finansowo, a po drugie: czym będą ogrzewać swoje domy w rejonach, gdzie nie ma dostępnych innych źródeł ciepła?
Co nas truje najbardziej w okresie jesienno-zimowym?
Odpowiedź nasuwa się sama: wraz z rozpoczęciem sezonu grzewczego z kominów polskich domów wydobywa się dym, a wraz z nim pyły większe i mniejsze. Jest to tak zwana niska emisja.
– Największym źródłem smogu w Polsce jest niezmiennie tzw. niska emisja. Jej źródłem są przede wszystkim węgiel i drewno spalane w gospodarstwach domowych. Procesy spalania poza przemysłem są niemal w połowie (46,5 proc.) odpowiedzialne za emisję pyłów PM10 oraz PM2,5, podczas gdy procesy spalania w przemyśle generują odpowiednio 13,5 proc. i 21,1 proc. emisji pyłów zawieszonych. Pozostałe emisje pyłów pochodzą z m.in. z rolnictwa i transportu drogowego – wyjaśnia w money.pl analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego Magdalena Maj.
Statystyki pokazują, że powietrze w naszym kraju na tle Europy jest znacznie zanieczyszczone szczególnie w sezonie grzewczym. WHO podaje nawet, że wśród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w UE aż 37 stanowią polskie miasta.
„Plan energetyczny Polski do 2040” (w skrócie: PEP2040) to niedawno przedstawiony rządowy dokument, zakładający likwidację pieców w miastach do roku 2030, na wsiach do roku 2040.
– Plan może się wydawać ambitny, ale zauważmy, że wcześniej podobne założenia ogłosiły samorządy. Już w 12 z 16 województw mamy uchwały antysmogowe, które mają na celu poprawę jakości powietrza. Aktywnie działają także miasta – wszystko zaczęło się od Krakowa, do wymiany pieców dokładają Wrocław, Warszawa i inne samorządy – zauważa w rozmowie z money.pl Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Czy plan jest realny?
Wiele osób nie stać na zmianę sposobu ogrzewania domu – tutaj pomóc może tylko szczodra i nieskomplikowana pomoc finansowa władz. Obecnie funkcjonujący program „Czyste powietrze” jest niewydolny. Globalny budżet tego programu to 103 mld złotych, a do dziś wydano zaledwie… 300 milionów zł.
– Biorąc pod uwagę fakt, że koszty zewnętrzne smogu szacuje się na 111 miliardów zł rocznie, to poniesienie istotnych nakładów inwestycyjnych na modernizację ciepłownictwa, ale także innych sektorów odpowiadających za złą jakość powietrza w Polsce, staje się coraz bardziej zasadne – wskazuje Magdalena Maj.
Kolejna wątpliwość, która się nasuwa, to kwestia dostępności do innych źródeł energetycznych np. gazu. Choć sieć gazowa jest stale rozbudowywana, nie pokrywa ona wielu rejonów kraju. PGNiG zapewniało jakiś czas temu, iż dostęp do gazu uzyska 90% Polaków do 2022 r. dzięki 7,5 mld zł inwestycji. Plany są ambitne, ale doświadczenie życiowe pokazuje, że z ich realizacją jest różnie. Dostępność do miejskich węzłów ciepłowniczych jest mocno ograniczony. W grę wchodzą jeszcze pompy ciepła i inne systemy związane z odnawialnymi źródłami energii.