W poniedziałek 3 października dyktator Aleksander Łukaszenka ogłosił na Białorusi pełną mobilizację. W odróżnieniu od Rosji, mobilizacja ta nie ma charakteru militarnego – nie chodzi też o wsparcie Putina w agresji na Ukrainę. Mobilizacja dotyczy rolnictwa, a konkretnie… wykopków ziemniaków i buraków! Łukaszenka chce zagonić na pole nawet uczniów. „Otworzył się ogromny rynek. Możemy sprzedać wszystko w Rosji i Chinach” – mówił białoruski watażka.
Ciężko rozszyfrować realizm państwa Aleksandra Łukaszenki. Z jednej strony jest on jednym z nielicznych już, bliskich sojuszników Putina, a z drugiej strony nie garnie się za bardzo do większego zaangażowania w konflikt na Ukrainie, niż w takim stopniu, na ile to konieczne, aby zadowolić moskiewskich „przyjaciół”. Kiedy wszyscy spodziewali się częściowej lub powszechnej mobilizacji wojskowych rezerwistów na Białorusi – wzorem tej, która została ogłoszona w Rosji – Łukaszenka woli, aby jego rodacy wykopywali ziemniaki i buraki. Dla dyktatora to jest obecnie sprawa rangi strategicznej – na szczęście.
„Szczerze mówiąc, jeśli mówimy o branży, która zapewni na najbliższy czas miejsca pracy, to jest to głównie rolnictwo. Otworzył się ogromny rynek dla rolnictwa i przedsiębiorstw. Możemy sprzedać wszystko w Rosji i Chinach. Co więcej, kraje te są gotowe kupować dwa razy więcej białoruskich produktów i sprzedamy to wszystko po dobrych cenach. Dlatego w rolnictwie nie możemy mieć żadnych problemów” – powiedział 3 października Łukaszenka, cytowany przez białoruską agencję prasową „BiełTA”.
Wszyscy na pole! Łukaszenka ogłosił powszechną mobilizację. Białoruś zarobi krocie na ziemniakach, burakach i kukurydzy
Wobec takiej okazji dla białoruskiej gospodarki, dyktator zarządził wielką mobilizację. „Zmobilizować wszystkich, w razie potrzeby nawet uczniów” – powiedział. Jeden z polityków białoruskich zwrócił uwagę, że „w niektórych placówkach edukacyjnych zabrania się angażowania uczniów w tego typu prace”. Zdenerwował tym Łukaszenkę!
„A co to za postawa Igorze Pietrowiczu? Doświadczenia z poprzednich lat, kiedy młodzież pomagała przedsiębiorstwom rolniczym przy zbiorze plonów, były pozytywne, przyczyniły się do budowania zespołu i nauczyły ich pracy. Co więcej, są przedsiębiorcy, którzy są gotowi zapłacić przyzwoite pieniądze za pomoc przy zbiorach” – przekonywał dyktator.
Wobec sprzeciwu polityka, Łukaszenka poszedł dalej. Stwierdził, że praca wyjdzie uczniom na zdrowie. Poza tym, nakazał zmobilizować nie tylko uczniów, ale także urzędników, studentów i innych ludzi. Wszyscy mają iść w pole!
„Jeśli uczeń pójdzie do pracy na 5-6 godzin, oboje rodzice są szczęśliwi, a dziecko jest w dobrej kondycji fizycznej. Wszyscy, także ty, a ja na pewno, pracowaliśmy. Ciężko pracowaliśmy. Dlatego zmobilizuj studentów, robotników, urzędników, innych ludzi, aby pomogli nam to wszystko zebrać [przede wszystkim chodzi o ziemniaki, buraki cukrowe i kukurydzę – przyp. red.]. Bo możemy zarobić przyzwoite pieniądze” – mówił z satysfakcją białoruski watażka.