Tylko dzięki szybkiej reakcji właścicielki, psa o imieniu Jackie udało się uratować od śmierci w potwornych męczarniach. Okazało się, że to nie był jednorazowy incydent. Ktoś zastawia pułapki na psy na Pradze-Północ w Warszawie! Sadysta szpikuje kawałki wędlin długimi szpilkami. Jeśli czworonóg połknie tak „uzbrojoną” przekąskę może czekać go operacja albo nawet śmierć! Mieszkańcy okolicy wytypowali podejrzanych, ale nie udało im się złapać nikogo na gorącym uczynku.
Mieszkańcy stolicy powinni być teraz czujni i zwracać uwagę na to, co ich pupile podjadają podczas spaceru. Na ul. Stalowej w Warszawie ktoś zastawił pułapkę, która nieomal doprowadziła do śmierci psa, należącego do mieszkającej w okolicy kobiety.
„Szłam ulicą w stronę skwerku, który mamy przy ul. Inżynierskiej. I zobaczyłam, że pod [jednym z numerów – przyp. red.] leży kawałek kiełbasy. Wtedy jeszcze nie widziałam, że tego jest aż tyle. Zobaczyłam, że pies je kawałek kiełbasy i w tym momencie rzucił się na inny kawałek mięsa” – powiedziała pani Anna w rozmowie z „Faktem”. „Na każdy kawałek były nadziane dwie szpilki. I to takie duże z kolorowymi główkami” – dodała.
Ktoś, kto „uzbroił” wędliny musiał bardzo dobrze zdawać sobie sprawę, do czego może to doprowadzić. Po połknięciu takiego „smakołyku” zwierzę może zostać poranione i doznać krwotoku wewnętrznego.
Pies pani Anny niemal przez to zdechł! Ktoś ponakłuwał wędliny długimi szpilami i rozrzucił przy chodniku!
Dla pani Anny incydent był nie tylko wielką traumą, ale także dużym kosztem finansowym. Zaraz po tym, jak zobaczyła, co pałaszuje jej pies, pobiegła z pupilem do weterynarza. „Koszt w lecznicy po takim wydarzeniu to 550 zł. A co jakbym nie miała tej kwoty?” – pytała właścicielka „Jackie’ego”.
„Był mocno stymulowany do wymiotów, ale gdyby się nie udało, trzeba by było zrobić endoskopię” – podkreśliła kobieta.
Pani Anna opisała swoją sytuację na grupie sąsiedzkiej, aby przestrzec innych mieszkańców przed „śmiertelnymi pułapkami” na ich psy. Jak podaje „Fakt” – okazało się, że niektórzy mieszkańcy kamienicy, pod którą znaleziono naszpikowane metalem wędliny, mają bardzo złą opinię. Podobno mieszka tam kobieta, która lubi „rzucać w przechodniów workami z farbą albo kamieniami”. Miało się ponadto zdarzać, że z jej okien leciały również… koty. „Zapytała mnie kiedyś, czy chcę wziąć od niej kota. Odpowiedziałam, że nie mogę. Dzień później zwierzę wyleciało przez okno” – relacjonowała jedna z mieszkanek okolicy.
Sąsiedzi zapowiedzieli złożenie zawiadomienia na policji oraz apelują do spółdzielni mieszkaniowej o przejrzenie nagrań z monitoringu.