Mało brakowało, a doszłoby do podobnej tragedii do tej, która wydarzyła się kilka lat temu w Rimini. Polska para została napadnięta na Dominikanie przez uzbrojonego napastnika. Ten nie chciał jednak pieniędzy – próbował zgwałcić narzeczoną Polaka na jego oczach. Finał tej sprawy nie jest jeszcze przesądzony – informuje polsatnews.pl.
O krok o tragedii na Dominikanie, jednym z karaibskich państw. Jak relacjonował zdarzenie mediom pan Łukasz, do napadu doszło podczas wspólnego spaceru – jego i jego narzeczonej. Ponad dwugodzinny spacer plażą do hotelu w Puenta Cana został niestety przerwany przez miejscowego napastnika. Miał strzelbę i maczetę.
„Zaatakował nas uzbrojony mężczyzna. Miał strzelbę. Na początku sądziliśmy, że to napad rabunkowy, chcieliśmy oddać pieniądze, ale on próbował zgwałcić moją narzeczoną. Wywiązała się szamotanina. Napastnik wycelował strzelbą w moją głowę, broń wypaliła, ale strzał był chybiony. Ranił mnie też maczetą w stopę. Na szczęście udało się nam uciec” – opowiadał pan Łukasz.
Oczywiście Polak próbował zgłosić zdarzenie polskim służbom konsularnym. Reakcja była szybka – telefon w konsulacie Puerto Plata został odebrany w trymiga… jednak lokalne służby dyplomatyczne nie sprostały zadaniu.
„Pan konsul powiedział mi, że skoro uciekliśmy, to w zasadzie nie ma problemu i żebyśmy wysłali maila do polskiego konsulatu w Santo Domingo, bo to nie jest jego rewir” – kontynuował relację pan Łukasz.
Do polskiego konsulatu w stolicy Dominikany nie udało się jednak dodzwonić. Para próbowała skontaktować się także z kilkoma placówkami w Europie – nic z tego.
„Usłyszeliśmy, że na razie nie ma notatki policyjnej ze zdarzenia. Przedstawiciel konsulatu tłumaczył, że w związku z tym trudno wierzyć na słowo, że doszło do napaści. Telefon był z zastrzeżonego numeru, więc nie miałem nawet jak oddzwonić” – mówi pan Łukasz. Polaków poinformowano jednak, że służby konsularne kontaktują się z lokalną policją.
Rajska wyspa stała się koszmarem
Para kupiła już bilety powrotne, ale boją się o swoje bezpieczeństwo. Nie chcą opuścić hotelu. Proszą polskie służby konsularne, aby ktoś zapewnił im bezpieczeństwo w trakcie podróży na lotnisko – aż do odprawy. Nie wiedzą – a trudno im się dziwić – czy ktoś ich np. nie śledził.
Sprawa w końcu jednak została wzięta na poważnie. Incydentem zajmuje się Polska ambasada w Panamie – kraju w Ameryce Łacińskiej, znajdującego się setki kilometrów od Dominikany, za morzem. Ambasada sama poinformowała, że zajmuje się sprawą, ale nie zdradza szczegółów.
W związku z tym zdarzeniem głos zabrało także Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
„W związku ze znacznym zagrożeniem bezpieczeństwa oraz brakiem polskiej placówki w tym kraju, możliwość udzielenia bezpośredniej pomocy konsularnej obywatelom polskim jest bardzo ograniczona. Zgodnie z prawem UE, obywatele polscy przebywający w państwach trzecich (poza UE), w których nie ma polskiej placówki, uprawnieni są do uzyskania pomocy dyplomatycznej i konsularnej państw członkowskich UE posiadających w danym kraju placówkę, na takich samych warunkach, na jakich państwa te pomagają swoim obywatelom” – informuje MSZ.