Pochowano polskiego ochotnika. Przed śmiercią wypowiedział trzy słowa

Pochowano Janusza Kozaka Szeremetę. Polski ochotnik. Ukraina
fot. Instagram

W czwartek 22 grudnia w miejscowości Szklary w woj. Podkarpackim odbył się pogrzeb ochotnika z Polski, który trzy tygodnie temu poległ na Ukrainie – podaje „Fakt”. Janusz „Kozak” Szeremeta do końca zachował charakter bohatera. Swój ostatni magazynek, wypełniony pociskami, oddał swojemu towarzyszowi broni.

REKLAMA

Janusz „Kozak” Szeremeta służył w Międzynarodowym Legionie Obrony Terytorialnej Ukrainy. Na wojnę pojechał z powodów osobistych. „Chcę bronić ziemi mojej córki” – mówił swoim krewnym, zanim wyjechał bić się z Rosjanami. Był związany z Ukrainką, z którą miał 7-letnią córkę, Saszę. Przed tym, jak zgłosił się na ochotnika do Międzynarodowego Legionu OT Ukrainy, pomógł ewakuować swoją ukochaną oraz Saszę z Zaporoża do Polski. Osierocił też trzech synów w wieku 20,13 i 11 lat, którzy mieszkają w Anglii. Na chwilę przed śmiercią miał wypowiedzieć słowa: „Kocham swoje dzieci”.

22 grudnia w Szklarach na Podkarpaciu odbył się pogrzeb Janusza Szeremeta. „Zawsze szedłeś za głosem swojego serca. Nie potrafiłeś żyć jak większość z nas w zaciszu domowym, potrzebowałeś czegoś więcej, ciągle w ruchu, ciągle w akcji…” – mówił nad trumną jego brat Marcin, cytowany przez „Fakt”. „Planowałeś spędzić z nami święta. Jednak zginąłeś na polu walki. Oddałeś życie za Ukrainę, którą pokochałeś, ale również za wolny świat i nas wszystkich.”

REKLAMA

Ciało Janusza „Kozaka” Szeremety spoczęło na Podkarpaciu. „Jestem tu dla siebie, wolę walczyć o wolność…”

Ludzie, którzy znali Janusza, zapamiętali go jako bardzo barwną postać, zafascynowaną Ukrainą. Z jego fascynacji tym krajem i jego kulturą wziął się jego pseudonim – „Kozak”. Przed wybuchem wojny, jeździł na wschód Ukrainy. Zapisał się tam nawet do szkoły kozackich sztuk walki! Swoimi umiejętnościami lubił się popisywać na pokazach oraz w filmie. Był aktorem – ukończył szkołę aktorską w Anglii.

W walce miał wyróżniać się niezwykłą odwagą. Jak podaje „Fakt” – dwa razy wynosił rannych kolegów spod ostrzału. Nawet w ostatnich chwilach swojego życia pozbył się magazynka z nabojami, oddając go koledze. W czasie swojej służby otrzymał awans do stopnia sierżanta i miał pod sobą 30 ludzi.

REKLAMA

„Jestem tu dla siebie, wolę walczyć o wolność, niż spokojnie patrzeć na to, co się dzieje. Bo jak tu nie zatrzymamy Putina, to zagrozi także Polsce” – pisał w mediach społecznościowych, walcząc już na Ukrainie.

Podziel się: