Rosjanie polują na własnego żołnierza. Oszukał ich wszystkich

Rosyjski żołnierz zdezerterował. Nie chce walczyć w wojnie Putina
fot. Vyacheslav Argenberg | Creative Commons Attribution 4.0

27-latek nie miał zamiaru ginąć w wojnie na Ukrainie, po tym jak został wciągnięty w konflikt podstępem. W rozmowie z dziennikarzami zapewnił, iż zorientował się, że nie są to zwykłe ćwiczenia dopiero w momencie, kiedy wspólnie z jego oddziałem przekraczali ukraińską granicę. Od tego momentu – wspólnie z kolegami – kombinowali jak tylko mogli, aby uniknąć walki. Finalnie żołnierz wrócił do domu jako bohater, a teraz szukają go rosyjskie służby. Wykiwał ich wszystkich!

REKLAMA

27-letni Wołodia [imię zmieniono – przyp. red.] był jednym z ok. 100 000 rosyjskich żołnierzy, którzy tuż przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę zostali przywiezieni na manewry w pobliżu jej granic. Wówczas myślał, że to tylko ćwiczenia – mówił w rozmowie z portalem „sibreal.org”. Prężenie muskułów były typowym dla armii rosyjskiej i cyklicznym wydarzeniem. Jak twierdzi mężczyzna – ani on, ani jego koledzy nie przypuszczali, że od wojny dzielą ich dni a potem godziny.

Rosyjska propaganda zrobiła z niego bohatera. On z propagandystów zrobił głupków

Zrozumiał, co tak naprawdę się dzieje, kiedy zobaczył rozdrapaną niebiesko-żółtą budkę strażniczą. To było 24 lutego, kiedy Rosjanie wkroczyli na Ukrainę. Kiedy zostali postawieni przed faktem dokonanym, Wołodia i jego koledzy zaczęli kombinować, jak wymiksować się z udziału w wojnie. Według jego relacji, kiedy przekraczali granicę w jego plutonie było 15-stu żołnierzy. 10 maja 2022 roku została ich już tylko czwórka – w tym Wołodia.

REKLAMA

W tym dniu znaleźli się zaledwie 70 metrów od ukraińskich pozycji. To była okazja, aby uciekać. Zwykła dezercja nie wchodziła jednak w rachubę. Od razu zostaliby złapani, a konsekwencje najprawdopodobniej byłyby ostateczne. Postanowili, że sami się postrzelą, pozorując, iż zostali ranni w walce. Trzech z nich to zrobiło – tylko jeden odmówił. Zaraz potem zaczęli strzelać, udając, że doszło do wymiany ognia. Następnie, zakrwawieni, dołączyli do innych oddziałów.

Wołodia trafił do szpitala. Jako „ranny na pierwszej linii frontu” szybko stał się bohaterem rosyjskiej machiny propagandowej. Tamtejsze media podawały, że 27-latek został ranny podczas ataku na rosyjski konwój na Ukrainie. Wszystko to było oczywiście wierutnym kłamstwem, choć nawet rosyjscy propagandyści – którzy podkolorowali okoliczności, w jakich Wołodia został ranny – nie spodziewali się, że to oni padli ofiarą oszustwa jako pierwsi.

REKLAMA

Rekonwalescencja, mobilizacja i ucieczka z Rosji

Po wyjściu ze szpitala Wołodia został skierowany na 3-miesięczną rehabilitację. Rozpoczęła się walka z czasem, gdyż 27-latek nie miał zamiaru wracać na front. Pierwszym co zrobił, było sfałszowanie skierowania, przedłużając okres rehabilitacji do 6 miesięcy. Wołodia liczył na to, iż jego rekonwalescencja potrwa aż do końca jego kontraktu z wojskiem, który wygasał w 2023 roku. Jego plany pokrzyżował Władimir Putin, który ogłosił mobilizację. Oznaczało to nie tylko powołanie rezerwistów, ale także to, że kontraktowi żołnierze nie zostaną zwolnieni ze służby w terminie. Na domiar złego… rana Wołodii goiła się błyskawicznie a on sam był zdrowy jak koń i gotowy wrócić na front.

„W ogóle starałem się robić wszystko, żeby nie być tam [na Ukrainie — przyp. red.] i zostało mi tylko więzienie. Wyobrażałem sobie też, jak wstrząśnięci byliby nasi Z-patrioci, gdyby bohater wojenny, którego widzieli w telewizji, trafił do więzienia” – powiedział rosyjski dezerter w rozmowie z „sibreal.org”.

REKLAMA

Postanowił, że za nic nie wróci na ukraiński front. Przestał przychodzić na służbę, po czym ukrył się w bezpiecznym miejscu, nie pozostawiając za sobą cyfrowego śladu. Za niezbędne do przeżycia rzeczy płacił tylko gotówką. W czasie ukrywania się oglądał dużo wiadomości. Z ukraińskiego kanału dowiedział się, że są ludzie, którzy mogą pomóc mu w wydostaniu się z Rosji. Skontaktował się z nimi, poznając szlak ucieczki.

Po jakimś czasie Wołodia opuścił kryjówkę, a następnie udał się na Białoruś, omijając Moskwę, gdzie zainstalowano kamery z funkcją rozpoznawania twarzy, które mogłyby zdradzić jego lokalizację rosyjskim służbom. Z Białorusi samolotem przeleciał do Kazachstanu, a potem w dalszą drogę, której trasy już nie zdradził.

Strzelał do Ukraińców, żeby przeżyć, a nie dla Putina

Wołodia przyznaje, że pomimo chęci ucieczki przed wojną wcale jej nie uniknął. Przyznaje też, że czynnie w niej uczestniczył – strzelał i być może zabijał. Twierdzi jednak, że gdyby nie to, nie przeżyłby.

„Na wojnie pierwszą rzeczą, o której myślisz, jest przetrwanie. W takich okolicznościach, kiedy widzisz konwencjonalnego wroga i nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę nie zaatakował, musi się bronić, jest dla ciebie osobiście zagrożeniem. Musisz zabijać, musisz strzelać, bo chcesz żyć. Jedyną rzeczą, o którą tam walczyliśmy, było nasze życie” – powiedział Wołodia dla „sibreal.org”.



W rozmowie z dziennikarzami 27-latek zdradził, iż jego marzeniem jest ukończenie studiów za granicą i otrzymanie dobrze płatnej pracy. Jego zdaniem Rosja nie wygra wojny na Ukrainie, bo „nie można wygrać wojny, która nie ma konkretnego celu”.

Podziel się: