– Wcześniej, żeby doszło do zakażenia, konieczny był bezpośrednio kontakt z chorym. Musiałby stać obok pani i rozpryskiwać w powietrzu swoją ślinę czy inne wydzieliny, by panią zakazić. W przypadku wariantu Delta chory mógłby już wyjść z pomieszczenia, pani weszłaby tam po nim, oddychała tamtejszym powietrzem i przez to się zakaziła – powiedział w rozmowie ze stołeczną „Gazetą Wyborczą” dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej.
Ekspert został spytany, czy Deltą, czyli indyjską mutacją COVID-19, rzeczywiście jest się łatwiej zarazić.
– Wariant Delta jest w tej chwili najbardziej agresywnym typem koronawirusa od początku pandemii, co przejawia się cztero-, pięciokrotnie wyższą zakaźnością od wariantu podstawowego i większą liczbą hospitalizacji – odparł Grzesiowski.
– Wcześniej jeden chory zakażał średnio ok. dwóch osób, teraz nawet do ośmiu osób. Kolejny wariant wirusa dostosowuje się do otoczenia, by szybko wyłapywać nowe osoby podatne na zakażenie. W dużej mierze wyczerpał już populację dorosłych, więc szlifuje mechanizm dokowania wśród nowych, a więc coraz młodszych osób: dzieci, młodzieży, młodych dorosłych – wyjaśnił lekarz.
– W Australii potwierdzono, że zdrowa osoba zakaziła się w toalecie, z której chwilę wcześniej wyszła osoba chora. Przyjmuje się, że obecnie w pomieszczeniu zamkniętym bez wentylacji wirus utrzymuje się w powietrzu przez godzinę od wyjścia chorego w wystarczającej ilości, by doszło do zakażenia – tłumaczył dr Paweł Grzesiowski.