Podczas nadchodzącej Wigilii każdy z nas może stać się potencjalnym celem skombrotoksizmu. To choroba, która może nas zaatakować zupełnie przypadkowo, a jej skutki mogą być opłakane przez długi czas.
Skombrotoksizm swoje źródło znajduje w półmiskach z rybami. Jak jednak wiadomo, bez ryb trudno sobie wyobrazić każdą Wigilię, dlatego przy ich przygotowywaniu należy mocno się skupić. Zwłaszcza, że potencjalna wizyta w szpitalu w dobie pandemii koronawirusa nie byłaby niczym przyjemnym.
Omawiana choroba to nic innego, jak zatrucie rybami. Co prawda każdy z nas zapewne dba o to, aby ryby na naszych talerzach były jak najlepiej przygotowane, ale niekiedy wystarczy, że producent źle je przechowywał, abyśmy byli narażeni na chorobę.
Do zatrucia pokarmowego może doprowadzić nieprawidłowe przechowywanie przede wszystkimi ryb o ciemnym mięsie, takich jak łosoś, śledź czy tuńczyk – informuje serwis ,,Planeta”. Takie obawy nie dotyczą najpopularniejszej wigilijnej ryby, czyli karpia, niemniej w jego przypadku również należy mocno uważać na sposób przygotowywania.
Zatrucie spowodowane jest obecnością w mięsie ryb histaminy, która w ludzkim ciele odpowiada za reakcje alergiczne. W przypadku ryb odpowiada z kolei za nieprzyjemny zapach, dlatego te produkty, których woń nie jest najlepsza powinny zwrócić naszą szczególną uwagę.
Objawy skrombotoksizmu mogą być niezwykle nieprzyjemne. Zatrucie przypomina reakcję alergiczną, której objawami są kaszel, kichanie, zapalenie spojówek czy obrzęk dróg oddechowych. Co więcej, głównie na twarzy, szyi i rękach mogą się pojawić przebarwienia lub zaczerwienienia, a ponadto mogą się pojawić nudności, wymioty czy biegunka.
Zatrucie zanika zazwyczaj po 24-48 godzinach, jednak niekiedy wymagana jest interwencja lekarska. W czasie pandemii i świąt jest to zapewne ostatnie, czego moglibyśmy się spodziewać i chcieć.