Według prof. Agnieszki Szuster-Ciesielskiej z Katedry Wirusologii i Immunologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie otwarcie szkół we wrześniu było złą decyzją, gdyż przyczyniło się do rozprzestrzeniania się wirusa po wakacjach. W ocenie wirusolog, mimo że dzieci najczęściej przechodzą zakażenie bezobjawowo, to jednak przyniosły wirusa do domów.
– W efekcie dzisiaj 70 proc. zakażeń to są przede wszystkim zakażenia domowe, najtrudniejsze do opanowania. Ogniska zakażeń łatwiej opanować, jeśli są duże i pojedyncze, natomiast w sytuacji rozproszonych zachorowań, jakie obserwujemy obecnie, można je ograniczyć tylko poprzez pozostawanie ludzi w domach, aby wirus dalej nie ulegał transmisji – stwierdziła Szuster-Ciesielska.
Zdaniem specjalistki przewidywanie dalszego rozwoju sytuacji epidemicznej jest obecnie bardzo trudne i obarczone dużym ryzykiem błędu.
Prof. Szuster-Ciesielska przywołała przykład badań prowadzonych w ośrodkach w Warszawie i w Stanach Zjednoczonych, które prognozowały, że największa liczba zachorowań – ok. 30 tys. dziennie – będzie w Polsce na przełomie listopada i grudnia.
– Właściwie zbliżamy się już do tej granicy, a nie mamy nawet połowy listopada – zaznaczyła wirusolog.